Gdy studenci poczuli się obywatelami – w rocznicę strajku 1981 r.

Dokładnie 44 lata temu, 21 stycznia 1981 roku, po zerwaniu rozmów studentów z delegacją ówczesnego Ministerstwa Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki, na Uniwersytecie Łódzkim rozpoczął się strajk okupacyjny. W rocznicę tych wydarzeń publikujemy poświęcony Strajkowi Studenckiemu tekst dr. hab. Krzysztofa Lesiakowskiego, prof. UŁ, z Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego.

Negocjacje odbywały się w ówczesnym budynku Wydziału Filologicznego przy al. Kościuszki 65

Postulaty studentów łódzkich uczelni, którzy strajkowali od 21 stycznia do 18 lutego 1981 r., zwykle sprowadzane są do krótkiego zestawu żądań: rejestracji Niezależnego Zrzeszenia Studentów, ustanowienia autonomii programowej uczelni, zniesienia obowiązkowych lektoratów z języka rosyjskiego czy prawa do posiadania paszportu przez każdego obywatela. W rzeczywistości lista ta była dużo dłuższa i obejmowała bardzo różne, nie tylko akademickie, dezyderaty. Ich najpełniejszy wykaz zawierał spis firmowany przez Międzyuczelnianą Komisję Porozumiewawczą, który stał się przedmiotem żmudnych negocjacji z Komisją Międzyresortową. 

Postulaty te zostały usystematyzowane w grupy tematyczne. Łącznie było ich osiem, niektóre z nich poważnie rozbudowane, np. dotyczące zapewnienia pełnej niezależności uczelni w sprawach naukowych, dydaktycznych i wewnątrzorganizacyjnych czy odnoszące się do zagadnień ogólnospołecznych. Każda z nich zasługuje z pewnością na odrębne omówienie. W tym miejscu zwrócimy jednak uwagę tylko na te, które dotyczyły oczekiwanych przez strajkującą młodzież zmian w programach nauczania. Wbrew pozorom studenci nie dążyli do zmniejszenia obciążeń związanych z kształceniem, ale usiłowali unowocześnić i zracjonalizować ten proces. Stąd brały się słowa Wojciecha Walczaka, studenta IV roku psychologii na UŁ i jednocześnie przewodniczącego MKP, który 30 stycznia 1981 r. (drugi dzień negocjacji, dziesiąty dzień strajku) powiedział do prof. Janusza Górskiego, ministra nauki i szkolnictwa wyższego: „Teraz usiłujecie państwo wydobyć instrumentalne trudności, a chodzi o to, żeby w końcu zacząć studiować, czyli mieć jakikolwiek wpływ na to, co się przyswaja, a nie biernie poddawać się […] schematyczne[mu] wciskaniu do głowy gotowych tematów”. 

Przedmioty społeczno-gospodarcze i język rosyjski 

W praktyce tego rodzaju dążenia były postulowaniem likwidacji lub znacznego ograniczenia przedmiotów o charakterze indoktrynacyjnym, a w programach poszczególnych uczelni, zwłaszcza chodziło tu o uniwersytety, było ich bardzo dużo. Kwestionowano potrzebę przyswajania wiedzy z podstaw nauk politycznych, ekonomii politycznej socjalizmu czy kapitalizmu. Studenci, dążąc do „pełnego rozwoju studenta i humanizacji studiów”, przedstawili postulat wprowadzenia do programów nauczania obowiązkowego kursu historii filozofii. Wnosili również o rozszerzenie grupy tzw. przedmiotów humanizujących (ekonomia, estetyka, etyka, historia sztuki, metodologia nauk, podstawy politologii, psychologia i socjologia); student byłby zobowiązany do zaliczenia dwóch spośród nich na zasadach określonych przez odpowiednią radę wydziału. W reakcji na te działania minister i jego współpracownicy podjęli starania o zachowanie istniejącego stanu poprzez wyeksponowanie wagi przedmiotów społeczno-gospodarczych. „Uważam, że w obecnych warunkach – przekonywał prof. Górski – każdy człowiek powinien trochę poznać prawidłowości gospodarcze. Jest to pewna absolutna konieczność”. Spotkało się to z rozsądną ripostą Macieja Godyckiego-Ćwirko, studenta filozofii na UŁ, reprezentującego w trakcie negocjacji strajkowych – nazwijmy to – frakcję samorządową, który sprzeciwił się zawężaniu problemów kształtowania studenckiego poglądu na otaczający go świat do bloku zagadnień gospodarczych: „My uważamy, że dla absolwenta uczelni wyższej konieczna jest znajomość problemów związanych ze znacznie szerszym zakresem przedmiotów”. 

Przy tej okazji na cenzurowanym znalazł się także język rosyjski. Nie podważano w tym wypadku przydatności znajomości tego języka, choć takie wątki też się pojawiały (kwestionowano np. przydatność rosyjskiego dla archeologów), ale w pierwszym rzędzie chodziło o zlikwidowanie funkcjonującego na uczelniach rozwiązania, które de facto oznaczało przymus nauki tego języka (z dwóch lektoratów do wyboru jeden musiał być kontynuowany, a język rosyjski był nauczany już w szkołach podstawowych i stąd jego uprzywilejowanie). Do tego oczywiście dochodziły skojarzenia z tym, że kiedyś był on narzędziem rusyfikacji, a obecnie, tzn. w dobie PRL, stał się formą indoktrynacji. To stanowisko wyraził Marek Perliński, członek MKP: „Natomiast chciałem podkreślić, że język rosyjski jest w Polsce językiem bezwarunkowo narzuconym i zaczyna się od szkoły podstawowej i nie ma żadnej możliwości ustosunkowania się młodego człowieka w tym kraju do przymusowości jego nauczania”. 

Określony system w określonym duchu 

Bardzo wymowne było także zgłoszenie przez studentów postulatu niezwłocznego opracowania nowych podręczników do historii. Strajkujący oczekiwali, że znajdą się w nich treści dotąd pomijanie w tego rodzaju opracowaniach lub fałszowane (zwłaszcza chodziło tu o dzieje najnowsze). Studenccy negocjatorzy, których w dyskusji wspierała doc. Krystyna Śreniowska z Instytutu Historii UŁ, wskazywali na konkretne problemy świadczące o politycznym czynniku rzutującym na kształt podręczników. Swoją postawą zirytowali oni jednak ministra na tyle, że obcesowo odpowiedział młodzieży, iż nie powinna załatwiać wszystkich spraw za środowiska, „które są do tego powołane”. 

Z wcześniej wymienionymi postulatami wiązała się kwestia zapewnienia w szkołach wyższych PRL zasady wieloświatopoglądowości w odniesieniu do sfery badań naukowych, dydaktyki i działalności społecznej (w praktyce chodziło o sferę wychowania). Postawienie tej kwestii 14 lutego jako warunku koniecznego zakończenia strajku (w tle był oczywiście ciągle jeszcze niezałatwiony kardynalny postulat rejestracji NZS) rozpaliło gorącą dyskusję i zdecydowany sprzeciw strony rządowej. Minister i wspierające go osoby z Komisji Międzyresortowej argumentowali, że z przywracanej w tym okresie uczelniom autonomii wynika możliwość stosowania w badaniach różnych metod, które są naukowo sprawdzalne. Pozostałe sfery funkcjonowania szkół wyższych miały jednak być wyłączone spod działania tej zasady, gdyż światopogląd uznano za prywatną sprawę człowieka, w którą nie wolno się wtrącać. Strona rządowa zajmując takie stanowisko, obawiała się w pierwszym rzędzie szerszego oddziaływania Kościoła katolickiego na młodzież, które mogło być konsekwencją otwarcia się na pluralizm światopoglądowy. Stąd Jan Stęperski (dyrektor departamentu w MNSzWiT) bardzo otwarcie i stanowczo oświadczył Piotrowi Kociołkowi, reprezentantowi PŁ w MKP, że w szkołach wyższych w Polsce obowiązuje „określony system wychowawczy, w określonym duchu, i czy się to komuś podoba, czy nie, tak jest”. W ostateczności wieloświatopoglądowość w odniesieniu do sfery dydaktyki i działalności społecznej uczelni została zaakceptowana i znalazła się w tekście porozumienia podpisanego 18 lutego 1981 r. (pkt. VIII.15.1). 

Studenci poczuli się obywatelami 

Z powyższego wynika, że horyzont programowy strajkujących studentów w Łodzi w styczniu i lutym 1981 r. był daleko szerszy niż powszechna dziś o nim wiedza. Powstawał on w wyjątkowej atmosferze, którą w Polsce zapewniało utworzenie i funkcjonowanie NSZZ „Solidarność”, i jak wiele wtedy stworzonych koncepcji cechował go ogromny rozmach. Tamto pokolenie wierzyło, że zastany świat trzeba i należy zmieniać, co potwierdzało jedno z haseł na odręcznie sporządzonym plakacie: „Są sprawy, o które walczyć WARTO [podkreślenie w oryginale – przyp. KL], by życie nie okazało się przegraną kartą”. Młodzież akademicka w Łodzi, popierana przez inne ośrodki akademickie, w pierwszym rządzie chciała przebudować najbliższe jej środowisko, czyli uczelnie i na nowo zdefiniować miejsce w nich studentów. Stąd aspirowanie do takiego skonstruowania programów nauczania, aby zapewniały wysoki poziom kształcenia zawodowego, ale jednocześnie nie prowadziły do zasklepienia się studentów i przyszłych absolwentów w wąskich specjalnościach. Symbolem tych dążeń było hasło wymienione w tytule niniejszego tekstu: „Nie chcemy seryjnej produkcji magistrów”, widniejące na ogrodzeniu budynku Wydziału Filologicznego UŁ. Obiekcie, który stał się główną areną negocjacji z Komisją Międzyresortową. Akcentując znaczenie postulatów studentów dotyczących zreformowania szkół wyższych w Polsce, zawsze jednak trzeba pamiętać, że czuli się oni także obywatelami i w związku tym wypowiadali się o szeregu innych zagadnień, niezwykle ważnych dla ówczesnego społeczeństwa – od ograniczenia cenzury, przez zniesienie embarga na dostęp do emigracyjnego dorobku polskiej kultury czy uwolnienie więźniów politycznych, po sprzeciw wobec łamania ustawodawstwa dotyczącego ochrony środowiska. 

Można zatem stwierdzić, że łódzcy studenci doby „Solidarności” poczuli się ludźmi wolnymi i w konsekwencji zbudowali koncepcję autonomicznej uczelni, wyzwolonej z gorsetu doktrynalnych ograniczeń – tak w sferze badań, jak i dydaktyki. Poza tym uczelnie miały funkcjonować w środowisku, które także powinno być wolne np. od inwigilacji ze strony Służby Bezpieczeństwa czy nacisku marksistowskiej ideologii i ograniczeń cenzuralnych. Warto więc podkreślić, że w wyjątkowym czasie lat 1980–1981 na polskich uczelniach studiowało niezwykłe pokolenie, godne nie tylko wspominania przy okazji rozmaitych rocznic, lecz także pogłębionego namysłu nad jego dokonaniami. 

Materiał: Dr hab. Krzysztof Lesiakowski, prof. UŁ, Instytut Historii Uniwersytetu Łódzkiego
Fot. arch. Zbigniew Jóźwiak

Wspomnienia uczestników Strajku Studentów 1981

 

Jak studenci pokonali władze PRL – opowiada prof. Przemysław Waingertner